Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! mam! mam, ale Bóg wié czy ich kiedy zobaczę! a jak wspomnę to mi się z żalu serce kraje. —
Sługa umilkła. —
— Cóż to się Panience stało, żeś ich opuściła. —
— Co! ja sama niewiem! namówił mnie ugadał. —
I podparła się na dłoni i znowu płakała. —
— I, niech Panna nie płacze, odezwała się sługa — łzy nic nie pomogą, co się stało, to się stało — Z początku tak zawsze i tęskno za swémi i za życiem dawniejszém, potém się człowiek oswoi. —
Karusia wciąż wzdychała, płakała, a choć na zégarze wybiła dziesiąta, pół do jedenastéj, łożeczko było posłane, świéca jeszcze płonęła w mosiężnym lichtarzu, Karusia spać się położyć nie mogła, bała — Stara służąca podparta na łokciu siedziała w kątku i tęsko spoglądała na biédne dziewcze. Była