Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

to kobiéta lat pięćdziesięciu, chuda, słuszna, czysto ale bardzo ubogo ubrana, czépek perkalowy zasłaniał wyschłą jéj twarz i siwiejące włosy. Blade, zagasłe oczy otaczały pomarszczone powieki, drobny nos schodził na zapadłe usta, co się na bezzębnych szczękach sfałdowały, policzki blade, wisiały na wydatnych kościach. Z założonémi na krzyż rękoma, z spuszczoną głową na piérsi, stara Joanna siedziała tak, spoglądając z politowaniem na Karusię.
— Niech się Panna kładzie — lepiéj się położyć i łzy przyspać. —
— Niemogę, niemogę — Sen mnie nie bierze, czuję że darmo bym się kładła.
— Trudnoż tak całą noc siedziéć, Panienko.
— Powiedz mi co Joanno? —
— Cóż powiem Panience. — I mnie na duszy nie wesoło. —
— Mów cokolwiek, bylebym tylko głos ludzki słyszała, bo ta cisza mnie męczy.