Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

była czeladź. Wychowałam się na kolanach u starego. Stary siwe miał wąsy i chodził w szaréj kapocie, w czarnych butach, w baraniéj wysokiéj czapce, od święta brał kontusz i żupan i pas jedwabny, który leżał w skrzyni spiżarnianéj, i cośmy go co roku razem z lisiurką i kotami mojéj matki suszyły. A! jaka to była radość, kiedy się na pięknym wiosennym słońcu, na gałęziach drzew, wiéwały żółte i czerwone żupany, długie jasne pasy i jubki granatowe i bogate fartuchy i tysiące pięknych rzeczy, dla nas dzieci ciekawych. — Ojciec w ówczas obchodził i patrzał i potrząsał głową i uśmiéchał się, a skazując na kobiéce stroje, mówił; to to będzie dla Joasi wyprawa — A! dla Joasi, nie taką dał potem wyprawę, nie taką!
Stary był surowym człowiekiem, a sprawiedliwym bardzo. Szanowali go też wszyscy, zdéjmowali przed nim czapki zdaleka, i Xiądz mu się nieraz ukłonił i gadać z nim