Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

lubił. A co nasza szlachta, to prawie co dzień do Bartosza na poradę szła. Bywało wieczór powróciwszy od gospodarstwa, siądzie sobie na wysokim progu dworku, a Tyras mu łeb na kolanach położy, a ja się mu z tyłu na ramionach uwieszę, i gadamy i śmiejemy się, a szlachta byle zobaczyła Bartosza na progu, to do niego wszyscy. Ten z biédą swoją, ten z dobrém swém, a dość że nic bez niego poradzić sobie nie umieli. On każdemu najlepiéj poradził, a zawsze sumiennie, poczciwie, że się nie było czego wstydzić, zrobić wedle jego rady. Na święta Wielkanocne u nas cała okolica bywała na święconém, a choć wielu od nas bogatszych, nie było szanowniejszego. A jam była jedna u talula; i kochał mnie też jak swoją jedyną, pieścił się ze mną, na kolana sadzał, kołysał na pole szaréj swojéj kapoty, sam pacierza uczył, sam usypiał, a całując mnie w czoło, wzdychał ciężko.
— Spij mój robaku, spij, mówił — a we-