Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

. Czasem ja mu poniosę dwojaczki, czasem kto z czeladzi, a resztę dnia swobodnam jak ptaszek. Lataż to były, lata! W domu roboty nie wiele, choć to jam niby gospodarowała z dzieciństwa. Rano krówki wydoją, mleko do lochu poniosą, gąski i kaczki w pole popędzą, szczygłowi ja dam siemienia, wodę przemienię, z wczorajszéj wieczerzy Tyrasowi śniadanie, potém wylecę do ogródka ze śpiéwem, z bijącém sercem, albo pielę grządki, albo wącham kwiatki moje, albo siądę na przełazie, zbierze się nas kilka i bawim; albo polecim na łąki za żółtémi łoteciami, za czerwoną smółką, albo w kółko za ręce się wziąwszy tańcujemy w ulicy pod starą gruszą! W południe na progu jem, kiedy pogoda, i znowu skoczę w podwórko do rówiesnic, wieczorem ojciec z pługiem, z sochą, z broną, albo kosą i grabiami powraca — A jak tylko Tyras na progu leżąc głowę podniesie, i pociągnie nosem powietrze, już ja wiem