Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panno Doroto, Panno Doroto, zawołała Starościna. — Wyszła wysoka, rumiana, wesołéj twarzy, przystojna Panna, wielce rezolutnéj fizyonomii, z robótką w ręku. —
— Co JWPani przykaże?
— Weź moje serce to dziecko pod swoją opiekę. Masz nowy przybytek do garderoby.
Ojciec się skłonił Pannie Dorocie, prosząc ją o protekcyę, a ona śmiejąc się, wzięła mnie płaczącą i powiodła z sobą. Odwróciłam się raz jeszcze do ojca, ale on uciekł już był, bo się wstydził, że płakał.
O mój Boże, mój Boże, niewypowiem com piérwszych dni wycierpiała, póki się zemną oswoili, co mi przezwisk nadawali, co się nadrwili, co się figlów napłatali. Panna Dorota wesoła Panna, sama do te- poddawała ochoty, drugie téż dziewczęta rade były nad kim się znęcać. Każde moje ubranie było śmiészne, każde odezwanie się głupie, każdy ruch dziwaczny; a co