Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

szturchańców odebrałam. Tych dni kilka nie wyjdą mi nigdy z pamięci, potém się jakoś obyli i dali mi pokój. Starościnéj tak prawie jak nie widziałam, P. Dorota rządziła nami do woli. —
W domu naszéj Pani szło wszystko jak Bóg dał, spojrzawszy zaraz poznać było można, że nierząd wielki i nieporządek straszny. Ludzie nikogo się nie lękali, nie słuchali nikogo; Pana nie mieliśmy, bo Starościna była wdową od dawna. Pozostał jéj tylko jeden syn, który rzadko w domu siedział, jeżdżąc to za granicę, to do stolicy któréj, to w odwiedziny. Sama Pani wesołe prowadziła życie, dwór był wielki i wspaniały, ludzi niesfornych mnóstwo, zajazd ciągły, bale co tygodnia prawie, a w zapusty nie zamykały się wrota, nie kładliśmy się spać. — Tańcowano w Salonach. Patrzyliśmy się przez gankowe okna, albo tańcowali także w garderobie, tańcowano u Rządcy w oficynie, u Ekonoma na folwarku,