Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

u pisarza i w stajni nawet po rzępoleniu forysia. Wszystko skakało, śmiało się fertało i swawoliło. Starościna stoi w szóstym krzyżyku, lubiła towarzystwo, i obejść się nie mogła bez ludzi. W wielkich u niéj faworach był rezydent, średnich lat, ale bardzo piękny jeszcze człowiek, niejaki Pan Środa. Różnie tam ludzie o tém gadali, ale to pewna, że Starościna, przyjąwszy go w dom gołego jak palec, oporządzała, utrzymywała, choć nic nie robił i na nic się nie zdał, dała mu sługi, powóz, konie, dawała piéniądze, bez niego nic nie postanowiła i pozwalała mu się rządzić w domu jak szaréj gęsi. Pan Środa był wesoły także człowiek, ale impetyk i choleryk, czasem w garderobie szeptano, że się i Starościnie dostało. — Mięszkał dla oka w oficynach, ale bawił prawie ciągle w pałacu.
Bóg wié, jak tam rządzili majątkiem, który był wielki, piękny ale zadłużony, żydzi