Starościnéj, jam już była piękną, dorosłą siedmnastoletnią dziewczyną, a nie jedna mi zazdrościła i twarzy i kibici. Z całéj garderoby, jam podobno była najpiękniejsza, a żem nabrała ochoty do stroju — i w powszedne nie ubranam była po świątecznemu. Wszyscy dworscy kręcili się koło mnie, jak muchy około cukru, a bylem wyszła czy w dziedziniec, czy w ogród, to przeganiali się za mną, to łapali, że obronić się było trudno. Nawet Pan Środa pogłaskał mnie kilka razy pod brodę, kiedy nikogo nie było, nawet kochanek Panny Doroty stary Ekonom, co ciągle namyślał się jeszcze, czy się z nią ożenić, czy nie, począł mi prezenciki robić i kłaniać przechodzącéj, przez okno. Słowem cały dwór, był teraz na moje usługi, na rozkazy, ale mnie nikt się niepodobał.
Prawda, dawno już przeszła tęschnota za domem, a Tomka, co do mnie często z ukłonami nakazywał, zupełniem zapomniała,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.