Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

na drzwi, na dom, niewiedząc co począć, burzyło się we mnie, gotowało, wrzało. — Noc jesienna była chłodna, wiatr ostry — musiałam powrócić i rzuciłam się na posłanie. Szlochanie moje, obudziło Dorotę, która z gniewem zapytała czego płaczę.
Nie umiałam jéj odpowiedziéć.
— Wiem, wiem, rzekła pod nosem — prędko się to wszystko skończy i biegania i szlochy po nocach, nie będziem dłużéj trzymać awanturnicy w domu.
Nazajutrz z podbrzękłémi wstałam oczami, P. Dorota milcząc srogo spoglądała na mnie, wszyscy unikali. Starościc wyjechał ze Swierkowa, Starościna wypłaciła mi pensyę zapowiadając, że nadal trzymać nie będzie, i tegoż dnia posłała z listem do ojca.
Ja chodziłam jak obłąkana, nie mogąc już nawet płakać, łez mi nie stało. Na wspomnienie haniebnego powrotu do domu, na