Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

piérsią, nie przytomna. Nikt mnie nie zatrzymał, nikt nie poznał, lub raczéj poznać niechciał, zaczepić, przywitać — Ustępowano z drogi jak przed zapowietrzoną.
Ujrzawszy domek nasz, oprzéć się musiałam o starą wiérzbę, bom daléj już iść nie mogła — upadłam na ziemię — Na podwórku stała kolaska Xiędza, była gromadka ludzi, był starszy naszéj osady, i mówili coś po cichu, Stryj Jan stał ociérając oczy w progu. Domyślałam się czegoś złego, ale nie miałam odwagi pójść daléj. W tém uczułam, że mnie coś do twarzy dotyka. —
Był to poczciwy Tyras, co jeden mnie witał w milczeniu, jeden mnie poznał tylko — jeden on pamiętał! Schwyciłam biédnego psa za szyję i rozpłakałam się na nowo. W tém postrzegł mnie Stryj i przybiegł. — To ona, to ona!
— A! nieszczęśliwa coś zrobiła! Ojciec twój w gorączce na śmiertelnéj pościeli od