Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

wanych słów co mu z ust wylatywały — Około północy dał się słyszéć krzyk w izbie ojcowskiéj, na głos ten co mi poruszył wnętrzności, zerwałam się z ławki i bezprzytomna pobiegłam do łoża.
O! nigdy tego okropnego widoku, téj strasznéj nie zapomnę chwili. Ojciec mój siedział na łóżku, blady, oczy miał otwarte okropnie, błyszczące, usta spieczone, włos rozrzucony, piérś obnażona, łóżko w nieładzie — pięści ściéśnione podniósł do góry, zgrzytał zębami i rzucał się i poglądał w kąt, jakby tam widział kogo, jakby komu groził. Wbiegłam — Stary podniósł się na łóżku, popatrzał, padł i począł z daleka odpychać.
— Precz, precz, krzyknął odzyskując przytomność, precz z tąd maro — nie plam tego domku, gdzie święta matka twoja mięszkała — precz — tyś nie moje dziecko, ty nie moja córka — precz! precz. —
— O ojcze mój, zawołałam — pójdę —