Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

lecz nie przeklinaj mnie, nie zobaczysz mnie więcéj, nie zobaczysz nigdy — ale nie klnij dziecka, ale mu przebacz.
Porwał się z łoża, biegł ku mnie, ale nie dobiegłszy upadł, Chłodny wiatr go obwiał, stracił władzę i mowę, odnieśli go do łóżka wpół żywego. Ja włosy rwałam z rozpaczy. Dwakroć byłam przyczyną jego choroby, jego śmierci, bo śmierć jak mówił lekarz, była nieuchronna. Zostało mu tylko kilka godzin życia, na pojednanie z Bogiem. Xiądz wmawiał mu aby odwołał przekleństwo, aby mnie przebaczył, ale stary nic odpowiedziéć, ani znaku dać nie mógł. Cały już był umarł, jedne oczy poruszyły się jeszcze, a z nich łzy ciekły. Ostatnie chwile nie żył już, płakał tylko. Przyprowadzono mnie, niewiem czy poznał, czy widział nawet, ale ja widziałam te łzy z pod nieruchomych płynące powiek. Była to uroczysta ostatnia godzina, Xiądz w głowach łóżka przytrzymywał gromnicę w jego ręku,