Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

bietnic żal się zrobiło. Smutne to było czém żyłam, byle spójrzéć na insze; — póki w tym szale, to nic, ale ledwie z niego — strach brał. Tomek ani mnie zobaczył, przejechali mimo, przekłusowali — znikli. —
Mnie się on śnił wieczorem, a z nim — okolica, stary ojciec, siwa klacz nasza, poczciwy Tyras, i szczebioczący w okienku szczygiełek — myślałam płakałam trochę, koniecznie mi się go znaléść chciało i póty chodziłam za wojskiem, pytałam ludzi, szukałam — aż raz przecie nadybałam go znowu. A taka mnie radość wzięła, taka radość żem nim mnie poznał, rzuciła mu się na szyję, i całować zaczęła wołając:
— Tomku, Tomku!
— Ktoś ty taka? kto? spytał.
— Jakto, tyś mnie nie poznał?
A trzeba wiedziéć, że w ówczas z łaski mojego kochanka chodziłam jak Pani jaka, w jedwabnych sukniach, w jedwabnych trzewikach, w kapeluszach z kwiatkami, a! i czy