Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! ja tego nie chcę Tomku! to nie dla mnie, odpowiedziałam, dla mnie młodość szalona, a starość w szpitalu — dla mnie przeklętéj od ojca, niéma powrotu do dawnego życia. —
Poczciwy Tomek chodził tak do mnie i namawiał mnie na ucieczkę z miasta — dać mi chciał trochę piéniędzy na drogę — obiecywał zgłosić się do mnie, gdy lat swoich dosłuży. Ale mogłażem przyjąć i zawiązać mn świat, brudnémi rękoma? — O! ja go prawdziwie kochałam! —
Raz wieczorem, takeśmy się zagadali długo, zapomnieli, że Pan mój nadszedł i zastał nas razem; na tém skończyło się wszystko, bo więcéj już nie pokazał się, opuścił mnie — Napróżnom go łapała, przysięgała, że to mój krewny, żem niewinna — nic nie pomogło. Widać był już mną znudzony i rad był że miał porę uwolnić się odemnie. —
Musiałam znowu zostać sama, na łasce