Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż Natalja? spytał obojętnie Stanisław. —
— Co! a! naturalnie kobiéta, to to się boi, drży, ręce łamie, niewiedziéć czego. Strach jéj recenzij. —
— Tak powszechue pochwały powinny by ją przecie uspokoić. —
Zapowne! ale ona ma tyle rozumu, że nie bardzo w nie wierzy; kto téż proszę cię szczérze chwali? kto mówi co myśli, a gdy myśli że złe, odważy się powiedziéć w brew, — nie dobre. To jeden tylko nasz Szatan potrafi, ale nie każdemu być Szatanem.
— Ale ci co chwalili, są już obowiązani i na dal.
— Bardzo się mylisz. Szczérze powiedziawszy w największym jestem strachu o naszego poetę nowonarodzonego — Prawiem pewny, że się ukażą srogie recenzije. —
— To by było pociesznie.
— Nie ze wszystkiém, bo uwazam że Pa-