Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

W téj chwili postrzegłszy Stanisława, trochę zmięszana, cofnęła się. —
— Dotąd nic, odpowiedział Tymek, ale niechże Pani będzie spokojną. —
— Spokojną! spokojną! zawołała kobiéta przeciągając rękę po czole chmurném — Dobra rada, ale jéj usłuchać daj siłę — Dla biédnéj kobiéty, ile strachu, ile niepokoju, w téj myśli, że jéj imie, jéj uczucia jéj najdroższe dziécię, szarpać będą, oglądać, wyśmiéwać, ludzie. I jacyż ludzie, bez serca, bez sumienia. —
— Kto raz wszedł na tę drogę — na wszystko przygotować się powinien, rzekł Staś — i dla tego właśnie, że taka walka jest często nad siły męzkie, nie tylko kobiéce — nigdy bym jéj nie doradził ani Pani. —
Natalja zerwała się z krzesełka.
— O! Pan bo sobie może, zbyt słabémi wyobrażasz kobiéty, zawołała z zapałem — Nie czuć nic, niepodobna, ale wytrzymać