— Bo to ten nieoszacowany, poczciwy, grzeczny kurjerek! A! a! ale nie podziękowałam Redaktorowi.
I wybiegła do Saloniku, promieniejąca radością, siadła uśmiéchając się na kanapie. Gdyby jéj kto był dziecię rodzone wspomniał, przyniósł, pokazał, nie była by się niém tak, jak bibulastym kurjerkiem ucieszyła. Biédna kobiéta — co szczęście swe postawiła, na listku drukowanego papiéru!
Tymek wyszedł wielce zamyślony, i w bramie, rzekł do Stasia.
— Przeraża mnie tém uniesieniem — cóż to będzie, gdy nadejdą krytyki. —
— Widzisz, rzekł Staś szydersko, że się sprawdza, co ci tysiąc razy mówiłem; kobiéta co raz rzuciła się w literaturę, na nic już niéma serca. Chciałżebyś aby teraz kochała kogo, myślała o kim, zajęła się czém, nie życzącém jéj poezij.
— Moze to być, odpowiedział Tymek, ale wszelki gwałtowny szał, ma koniec i trwać
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/233
Ta strona została uwierzytelniona.