— Dobrze Panie.
Tymek uporządkował cokolwiek po stolikach, pochował niektóre papiéry, inne umyślnie na wiérzch wyrzucił, chodził od okna, do okna, oczekiwał.
Zadzwoniono u drzwi i stukanie laski dało się słyszéć w przedpokoju.
— A to Redaktor Rozmaitości Literackich — Chwała Bogu!
Tymek pośpieszył przeciw średnich lat mężczyźnie, już szpakowaciejącemu, otyłemu, ubranemu niedbale, z chustką obwiązaną na kształt obrozy, w surducie z poobrywanémi guzami, w czapce zasmolonéj, z kijem sękowatym w ręku.
— Szanownego kollegę.
Dnmnie spójrzał wchodzący do koła i podeł rękę w milczeniu Tymkowi.
Widać było z miny, że niebardzo wysoko cenił, człowieka do którego przyszedł, bo wcale nie sadził się na grzeczności.
Z pewną wyższością i impozycją mówił
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/235
Ta strona została uwierzytelniona.