Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

Redaktor starszy widocznie był niespokojny. —
— No — no, rzekł jakoś to się ułoży — Potrzeba nam się porozumiéć tylko.
— Jeśli się ma ułożyć, to prędko, zawołał Tymek — zaraz.
Szatan, który wszedł przed chwilą i rozmowy słuchał, wpadł do pokoju w czapce i stojąc w pośrodku zawołał.
Passez moi la rhubarbe, je te passerai le séné — Ot — i zgoda.
Wszyscy się rozśmieli.
— W istocie to jeden dobry sposób, jedna rada — Puść moją powieść, ja ci puszczę poezje.
To mówiąc rzucił się na krzesełko, poglądając na przemian w oczy, to jednemu, to drugiemu, obu pomięszanym i niespokojnym.
— Ręka i słowo — Słowo i ręka. —