Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

— A za tém poezje. —
— Będą piękne — ominiemy ich tendencje fanatyczne. —
— Powieść doskonała — zamilczym o historycznych bąkach i solennych głupstwach autora.
— Na tém świat stoi, dodał Szatan, na wzajemnych koncessjach, na tém powinna stać i literatura, a nie na fałszywéj posadce, którą jest prawda, bo prawda jak skała, ukąsić jéj nie można.
Obrażony tonem Szatana, starszy Redaktor w milczeniu nakładał rękawiczki, i pożegnawszy Tymka skinieniem, odszedł.
— No! a mnie co dasz, żebym ci twojéj ukochanéj, nie pobryzgał? spytał Szatan, bo mnie polecono także artykuł.
— Ty jesteś sumienny, powiész coś cznł, a pamiętam, że w czasie czytania.
— W czasie czytania, to całkiem co innego zawołał Szatan, w czasie czytania, nie słyszało się tylko cząstkę, tu się ma przed