Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

oczyma całość — A potém, tam się słuchało miłego głosu kobiécego, a tu się czyta z bibulastego i pomyłkowatego exemplarza. Wrażenie całkiem odmienne. Dodaj kochanku, że chwaląc, nie pokażę się z dowcipem wcale, bo na to dowcipu zupełnie nie trzeba — a szydząc mogę się okryć nieśmiertelną (to jest dwudziesto-cztéro godzinną) chwałą.
— Czyż jéj ci jeszcze mało?
— Zawsze mało! Chwała, czy sława (nie wdaję się w synonymów rozeznanie) potrzebuje jak ogień ciągłego podsycania — nie odżywiana gaśnie — zostają po niéj popioły. —
— Szatasiu! rzekł Tymek — ty skłamiesz swojemu nazwaniu i dla oryginalności która także jest nie lada rzeczą, będziesz łagodnym, będziesz entuzjastą z szydercy. — Raz w życiu! pomyśl — będzie effekt!!
— A! wiész! myśl doskonała! Na ten raz dobrze, ale tylko na ten raz — Nie mogę