Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

ci jednak dać słowa, bo jak mnie skorci drwić, to żadna siła ludzka, od tego nieodwiedzie — przyrzekam ci się tylko wstrzymywać od pokusy.
Wszedł kapitan wyprostowany, sztywny i uśmiéchający się.
— Wiécie nowinę! rzekł w progu. —
— Co za nowinę? — wesołą bo się śmiejesz!
— Nie koniecznie — dodał Szatan, bo kapitan śmieje się byleby nowina — No — ale jakąż tam Pan Bóg ci dał, kapitanie?
— Ogromna, niespodziana.
— Ale cóż?
— Ale sroga, piekielna, straszna na poezje P. Natalij — recenzja. —
— Gdzie? jak? zakrzyczał w desperacij Tymek — Kto się ośmielił?
— Podpisano — kobiéta — krytyka krwawa — ze stanowiska prawdziwie kobiécego, bo ucina głowę wszystkim śmielszym my-