i ołowianych żołnierzy. W tém, zaczęło zmierzchać, w mojém marzeniu; słychać było ciche odmawianie pacierzy staruszki, szum drzew w ogrodzie, a ja myślałem siedząc na kanapie, czém się będę bawił wieczorem, przy świécy. — I powiedziałem sobie — Józio będzie się bawił latarnią czarnoxięzką. Ale ledwie tych słów domówiłem, wyrwałem się z marzenia jak Archimedes z wanny i zakrzyczałem jak on:
W istocie tytuł był znaleziony!
A tytuł, mówcie sobie co chcecie, doskonały, bo w mojéj powieści, jak w czarnoxięzkiéj latarni, będzie wszystkiego potroszę, i szlachty i panów i swieckich i duchownych i literatów i gospodarzy i prawników i lekarzy — i ty będziesz szanowny czytelniku i ja, który przez grzeczność piszę się twoim najniższym sługą, ale służę ci podobno, jak wszyscy którzy się piszą najniższemi sługami, a służą całe życie tylko samym sobie!
Napisawszy tytuł na pół arkuszu, dałem sobie słowo honoru, że go nieodmienię, wi-