— Niechce powiedziéć jak się nazywa, przebąknął nieśmiało.
Zmarszczył się Pan August.
— Czeka na pana w sali.
Gospodarz domu podniósł się i posunął ku drzwiom, które otworzywszy, zobaczył młodego dwudziestokilko-letniego człowieka, swobodnie i wesoło przechodzącego się po pokoju. Gość zastanowił się i z półuśmiéchém na ustach spójrzał na gospodarza kłaniając mu się zlekka. Pan August oczy w niego wlepił ciekawie a na twarzy jego malowała się rzadko ukazująca niespokojność.
— Pan.... zaczął i niedokończył.
— Twój siostrzeniec, wuju, wesoło dokończył młody człowiek rzucając się ku niemu. Przepraszam, chciałem sprobować, czym podobny do matki, czy się mnie po twarzy domyślisz.
— Stanisław! zawołał gospodarz postępując żywo ku niemu, żywiéj niż zwykł był ku komubądź kolwiek i ścisnął go za rękę i wlepił w niego, starannie ukrywaną łzą zaszłe oczy. Stanisław? powtórzył! Jakżem rad, ześ sobie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.