Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko jest tajemnicą, ci wielcy wasi panowie, żyjący na długach swoich, długami, negacją, że się tak wysłowię! — ci wielcy magnaci, których byś wziął zobaczywszy za kommissarzy chyba nie za panów, — ta młodzież wasza w połowie zestarzała niedopieczoną nauką, którą połknąwszy wygląda jakby z przeproszeniem emetyku wzięła, w połowie oszalona, skozaczona, jak by nic nie było na świecie piękniéjszego nad zupełne wyłamanie się od wszelkich prawideł zdrowego rozsądku. — Kobiéty tak religijne na pozór, tak zepsute wewnątrz, co dziś mdleją po mężach, rozstając się z niemi na miesiąc, a jutro.... zakochane, zapominają o obowiązkach, o wstydzie i — i —
— Hola! hola! śmiejąc się powstrzymał siostrzeńca Pan August — to wszystko daje się tłumaczyć jeszcze, ale są mniéj pojęte rzeczy. — Czekaj, Stasiu, poglądaj, ucz się ludzi, jak uczyłeś się filozofii, studiuj ich, a kiedyś, stary i łysy; powiész — znałem ich, i znowu ich nieznam! — Bo poznawaniu ludzi niéma końca i najpilniéjszy badacz w tym przedmiocie, niemoże powiedziéć, że wié wszystko i wszystko rozumié. Są w ludziach ta-