Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

wodnika, odpowiedział Pan August i widać że mnie nieznasz. —
— Ja! ciebie kochany wujaszku! odparł Staś! A! a! prawdziwie że już cię znam, jesteś najlepszy człowiek, ale trochę tchórz, boisz się ludzi i dla tego od nich uciekasz. Jesteś z niémi jak to po staremu mówili, na polityce.
Pan August się rozśmiał i uściskał Stasia.
— Zdoprawdy zgadłeś i niewiém nawet jak, bo z tobą, mój Stasiu, jestem wcale inaczéj, a niewidziałeś mnie jeszcze z nikim więcéj. Trafny masz instynkt.
— Dziękuję za komplement, ale dajmy sobie pokój z tém, wujaszku. — Chodzi oto, czy ty zechcesz mnie w wasz ten świat niby wprowadzić, zapoznać, porobić mi stosunki etc. Czy cię to zbyt wiele nie będzie kosztować?
— Wszystko co będę mógł zrobię dla ciebie, rzekł Pan August, ale potém o tém. Teraz spocznij po drodze, a ja się pójdę ubiérać. —