Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo to widzisz wujaszku, choć kto nie jé czego, że mu szkodzi, może dla tego pozwolić jeść drugim — Juściż będziemy z wizytami, poznamy się wujaszku — Muszą być ładne panie, albo wreście panienki w sąsiedztwie.
— Jakto wreście?
— Wreście, znaczy tak jak pis — aller.
— A to czemu?
— Ja się panien strasznie lękam — Zaraz chcą isć za mąż, to nie do zniesienia! Wolę miéć do czynienia z paniami, bo to nie ciągnie za sobą konsenkwencij.
— Stokroć gorsze. —
— Ale przynajmniéj nie każą się żenić nie mówią zaraz o ślubie, kiedy te nieznośne panny, drugiego dnia już zdają się myślą dzierzgać falbany wyprawnych sukienek.
Wuj się rozśmiał.
— Bo to, widzi wujaszek, młody człowiek musi się kochać. — J ja tu koniecznie także mam projekt wkochania się w kogoś, nie tracąc czasu, ale nieżyczę sobie, zaraz wu-