Dom a raczéj pałac (tak go nazywać kazano) do któregośmy bez ceremonij nieproszeni i niedziękowani zajechali, leży w pięknéj okolicy wołyńskiéj, wśród zielonych wzgórków, na których ciemnieją gaje dębowe; u doliny przeciętéj rzeką zbiérającą się w stawy zdobiące ogród rysunku Miklera. Wśród budowli i daleko do koła pałacu, rozrzucony park ten w miniaturze, którego kląby teraz pożółkły i liść straciły; kilka tylko drobnych swirek i sosen czernieje jeszcze wśród nagich prawie towarzyszy swych, klonów, osik, lip, topoli. Obok pałacu widać piękne officyny, daléj znowu i znacznie daléj, inne zabudowania dowodzące wytwornego smaku właścicieli, wykształconego podróżami za granicę. Pięknemu z siebie miéjscu dodano wdzięku umiejętném rozrzuceniem budowli, frontonami wyglądającemi z za drzew, zwodzących patrzącego, nie domyślającego się wcale owczarni i stajen, za gotyckiemi oknami i włoską kolumnadą. Trochę opodal od pałacu, w ogrodzie nad stawem, zielone, obrosłe wały starego zamczyska równe wysokością okolicznym wzgórzom, otoczono kilką staremi mogiłami,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/045
Ta strona została uwierzytelniona.