Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

zartuje. Całe jego życie, nieustanny żart, nieskończone szyderstwo. Z ojca i matki, brata, siostry, kochanki, przyjaciela, z siebie nawet czasem, Pan Alfred śmieje się, szydzi, patrzy na wszystko z intencią wyśmiania, bada każdą rzecz, aby w niéj odkryć smiészną stronę. Jest to sarkazm chodzący, jest to szyderstwo wcielone. Umysłowie Pan Alfred, jest istotą nic nieznaczącą, niedowarzoną, niedopieczoną, liznął wszyskiego nic nieumié, wié po troszę o każdéj rzeczy, a grutownie nic niezna. — Koniec końcem chodzi mu tylko o to, aby znać wszystko, ze strony śmiesznéj, złéj, dając prawo szydzić i dowcipować. Stara się pokazać człowiekiem najlepszego towarzystwa i kto wié czy nie dla tego raczéj niż z naturalnych usposobień ma za obowiązek szydzić. Szyderstwo zdaje mu się dowodem pewnéj wyższości umysłowéj! Prócz tego Pan Alfred jest zakochany, rozmiłowany we Francij, francuzach, francuzczyznie; z tego jednego nie śmieje się; to jedno poważa, a choć niemówi, łatwo poznać, że sarkatystyczny popęd umysłu, wziął z téj ubóstwianéj Francij, ojczyzny scepty-