Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

cyzmu, ironij, ojczyzny nierozumnego śmiéchu, któren i pod gillotyną nawet, nie raz dawał się słyszéć. Troskliwie, ciekawie, czyta on nowiny z Francij, chwyta mody, zwyczaje, sposoby mówienia, sposób życia; wszystko co francuzkie. Smieje się i wykrzywia na to co nie ztamtąd idzie!! Literatura tamtéjsza dla niego arcydziełem, ludzie tamci wzorami; nawet tamtejsze głupstwa, o jakże mu są piękne!
W skutek nieustannego ze wszystkiego szyderstwa, Alfred pozyskał sobie pewną sławę dowcipu, przenikliwości, uniwersalności, przyjmują go wszędzie grzecznie, bo się obawiają, uśmiechają mu się, ale nienawidzą. W pół zrujnowany, żyje jednak jakby był bogatym, ma obyczaje i nałogi możnych, wierzy w swoje niewyczerpane dostatki, których niéma a gdy mu plenipotent wzdychając i pocąc się wystawia niebezpieczny stan interesów; uśmiécha się niedowierzając, śwista i z politowaniem patrzy za wychodzącym, wołając.
— O! co za tchórz! Vit-on jamais bête pareille! Il vienl me dire, que je suis ruiné! Se ruine-t-on, quand on nait grand seigneur.