Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

cie kochanka, który radby żeby mu kto miłości jego przedmiot odkradł i uwolnił od niego; Hrabina z lekkim wyrazem wzgardy patrzyła na Alfreda. Oboje jakby na pamiątkę zachowali tylko trochę dawnéj poufałości.
— Cóż to Hrabino? powtórzył Alfred powolnie. Czy nie głowa boli?
— Nie, nie głowa, odpowiedziała Hrabina.
— Może serce?
— O! i nie serce!
— To już nie zgadnę, rzekł Alfred. — Ból tylko serca i głowy w kobiécie rozumiem, innych chorób nie pojmuję.
Hrabina znowu wzgardliwie, milcząc uśmiéchnęła się. W jéj oczach malowało się prawie politowanie; ona widać tak znała próżność głowy i serca Pana Alfreda! I kiedy spójrzała na niego, on mimowolnie się zmięszał, jak by go kto obnażył. Przykro mu się zrobiło.
Ah ça! pomyślał w duchu, il y a encore un reste d’amour entre nous, ale trzeba to zerwać, będę korzystał z okoli-