Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.

czności. Elle est froide comme un marbre, je lui ferai la guerre et....
— Ale jakżeś dziś zimna? dodał.
— Ja dziś, ty zawsze, panie Alfredzie —
— A zaraz wymówki!
— Alboż to wymówka? spytała Hrabina, jak że wiész że się tém smucę, nie weselę —?
Comment? Co? co? Alfred nie pojął znaczenia tych słów — Cieszysz się żem zimny —
— Prawie, odpowiedziała Hrabina. —
— Ah! rozumiem — zapewne kto inny —
— O! nikt inny — pogardliwie rzekła Hrabina.
— Pomiarkowała się, że czas dać temu, pokój, pomyślał Alfred — a głośno dodał. To ja tylko tak nieszczęśliwy.
— Dajże pokój udawanemu nieszczęściu Hrabio, śmiejąc się litośnie, przerwała Hrabina — Mógłżebyś ty zrozumiéć nieszczęście, uczuć nieszczęście, ty? —
— Jakto? jestem że z kamienia, z lodu?
— Myślałabym że prędzéj z porcellany — cichutko powiedziała Hrabina.