— Ah! ah! c’est insupportable! Nieznośny! rzucił się na krzesło —
— Cóż takiego.
— Prześladuje mnie! uczepił się, aż mu musiałem powiedziéć prawdę, ostrą prawdę, bo to nie do zniesienia.
— I cóżeś mu powiedział? spytał Alfred —
— Co? Że piéniędzy niémam i niedam, a kiedy mi we własnym domu prawił niegrzeczności —
— Mówił ci niegrzeczności?
— Dawał mi do zrozumienia, że jestem nieuczciwy... figurez vous. — Ale go nastraszyłem kijmi i wyniósł się szlachciura. Niech pozywa! Zobaczemy co zrobi. Na wszystkich moich majątkach, rozciągnione są tradycje przyjacielskie, zobaczemy co wygra! Z tą szlachtą inaczéj nie można tylko z góry.
— Ale mój Hrabio, odezwała się Hrabina , jak tylkoś mu winien —
— Kiedy oddać nie mogę?
— Cóż jemu do tego —
— Powinien być wyrozumiałym dla pana!
— Kiedy potrzebuje —
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.