Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/064

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! cóż to za szczęśliwi ludzie, mówił do wuja Stanisław, poglądając na dom, zabudowania, ogród, okolice — Co za śliczne położenie, jak pięknie urządzono wszystko, co za ład, co za smak! — Jacy oni muszą być szczęśliwi!
August się uśmiéchnął.
— Omyliłeś się grubo, są to może najnieszczęśliwsi ludzie w naszéj stronie. Na pozór panowie, panowie imieniem, panowie stosunkami, ale majątek zahaczony, zmarnowany, długów bez końca.
— Wujaszek żartuje?
— Najprawdziwsza prawda.
— Jakże to być może, tu wszystko ma taką minę zamożności  —
— Po wiérzchu — prawda, ale zajrzéć we środek! Nieład, niedostatek —
— Nawet niedostatek?
— O! bywa czasem  —
— Kredytu całkiem niémają chyba?
— Stracili go nieregularnością wypłat. — Sam Pan Hrabia doskonale pojmuje jak się pożycza ale serjo nie rozumié obowiązku oddania. Uszczęśliwia co roku kilku szlachty