Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/065

Ta strona została uwierzytelniona.

wzięciem ich sumek na lokacją, od których sumek potém ani procentu nie widzą, ani kapitału odebrać nie mogą.
— Ktoby to powiedział! — A! kwaśnoż musi być w domu.
— O! co to to nie — zobaczysz!
W téj chwili wysiadali przed gankiem właśnie, lokaj w szafirowéj liberij z srébrnemi guzikami, wyszedł przeciw nich. —
— Pan Hrabia w domu?
— W domu. —
— Pani Hrabina?
— Jest, panie —
— Macie gości.
— Hrabia Alfred tylko ale to nie gość, uśmiéchając się w pół, rzekł służący.
Wskazano przybyłym górny salon, któryśmy wczoraj opisali, weszli do niego, ale w nim nikogo nie zastali. JW. Hrabia ubiérał się, JW. Hrabina ubiérała się, a Pan Alfred tylko co wstał dopiéro.
Mieli więc czas przypatrzéć się wszystkiemu, i Staś znowu unosić się zaczął, na wi-