Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

dok wszystkich cacek i przyozdobień smakownych salonu, nad szczęściem tych ludzi.
August śmiał się serdecznie.
— Drogo kupują ten pozór dostatku! Drogo mój Stasiu! — pozór kupują istotą — Zobaczysz, zobaczysz.
— Gruby głos, grubego zadyszanego Hrabiego S. P. Rzymskiego, dał się słyszéć na wschodach, zastukała klamka, zatrzęsły się drzwi — Wszedł. — Poważnie postąpił przywitać szanownego sąsiada, a Stasia co stał wysznurowany w obcisłym swoim fraczku, z kapelusikiem w ręku u krzesła, zmierzył ciekawém okiem.
Przywitanie z Augustem, było poufałe prawie serdeczne (serdeczność nic nie kosztuje) poufałe, bo Augusta znano jako dobrze wychowanego, dobrego towarzystwa człowieka, serdeczne, bo wiedział Hrabia, że był rządny i mógł miéć kilkaset czerwonych złotych zawsze do pożyczenia.
— Mój siostrzeniec, Stanisław....
— Bardzo mi przyjemnie — rzekł Hrabia proszę siadać. — A pan, obrócił się do Stanisława, z dalekich stron przybywa do nas?