Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabina tylko była widocznie pomięszana, te ucinki tysiąc razy publicznie i prywatnie słyszane, oklepane; ta żądza zajaśnienienia dowcipem niepohamowana, okrywały w jéj oczach nową śmiésznością Alfreda. Co chwila tracił u niéj na wartości, a porównanie ze Stasiem, dobijało go. Ona jedna nie smakowała w konceptach Hrabiego i gdy się z nich najgłośniéj śmiano, spuszczała oczy, udawała że niesłyszy, aby się uwolnić od poklaskiwania, na które zdobyć się nie mogła. —
Tak upłynął ranek do obiadu.
Otwarły się drzwi na rozściéż, Kamerdyner wszedł z tacą w ręku.
Mme la Comtesse est servie.
Wszyscy powstali z krzeseł — Augustowi rękę podała Hrabina, Staś prowadził Hrabiankę, nieszczęsny Alfred pochwycił Miss Fanny Oldnick; a za niémi solo szedł Hrabia, mrucząc cóś pod nosem, z miną najspokojniéjszego i najszczęśliwszego w świecie człowieka.
Po obiedzie, towarzystwo się rozdzieliło i mężczyzni poszli na fajki do pokoju Hrabiego, a Hrabina z xiążką w ręku, została w salonie na kanapie. Z książką w ręku, —