Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce Hrabina z wzgardą odepchnęła, tego, którego z otwartemi rękoma i nadzieją szczęścia przyjmowała za zbawcę.
Po nieszczęśliwéj próbie opuściła ją nadzieja, obwinęła się w swoje przeznaczenie i usiadła spokojnie z rozpaczą w sercu — Ale to niedługo trwało, nadzieja zaświéciła znowu, nowi pokazali się ludzie, oni się zdali inszemi, lepszemi — i inaczéj tylko zawiedli. —
Ostatnim zawodem Hrabinéj, był Alfred w którym spodziéwając się znaleść zycie, uczucie, duszę, znalazła tylko trochę zimnego dowcipu, pokrywającego zupełną próżnię. Widzieliśmy jak go traktowała i z kilku słów rozmowy, całéj wzgardy jaką ku niemu miała, domyślać się można.
Teraz, Hrabina przeżyła młodość — a wspomnienia jéj przebiegłszy, nie darmo mówiła w duszy — Stracona! Bo niebyło i chwili prawdziwego szczęścia, w tym różnorodnym błyskotliwym obrazie; same zawody, upokorzenia, zgryzoty. Nie sądźmy jednak, żeby zbyt głośno, odzywało się w niéj sumienie. Ona niewiedziała prawie co czyniła,