Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

rzeczą piękną, zabawną i użyteczną, że panna jest najpiękniéjszym kwiatem na trawniku towarzystwa ludzkiego.
Aleśmy całkiem zapomnieli o Marszałku, o wielkim Marszzałku. — Słuchajcież, Słuchajcie!
Marszałek, którego oto widzicie zatopionego w głębokich myślach, nad rejestrem gorzelnianym, z cybuchem w ręku, w pantoflach i szlafroku, Marszałek ten, jak go widzicie, małym, tłustym, brzydkim, z okrągłą twarzą, szeroką gębą, nizkiém czołem, wyłysiałém ciemieniem, wiszącym podbródkiem i t. d. Marszałek ten jak go widzicie, jest dziełem rąk swoich. Tak, on to sam wié i pocichu na samym końcu przyjaciołom powiada. Był on synem ubogiego ślachcica i nie jedynakiem nawet, bo młodszych braci, trzech jeszcze zostało, w stanie szczęśliwéj, złotéj mierności, on tylko jeden się zbogacił. A jak?
Był długo plenipotentem — nic lepszego jak być długo u bogatego plenipotentem, człowiek tak się przejmuje fortuną, że niewiedziéć jak potém nagle staje się bogatym. Z plenipotenta był possessorem, z possessora