Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

néj.— To, wyznajmy szczérze, winna była niemniéj mężowi, jak wrodzonym swym talentom. Marszałek sam jéj wychowaniem, że tak powiém do salonu, zajmował się.
On to ją wyuczył siedziéć, poważnie się uśmiéchać, kłaniać, kiwać głową, gdy na co odpowiedziéć trudno było, odchrząkiwać dla przerwania długiego milczenia i mnóstwo tych tajemnic bez których żadna pani, niepotrafi być dobrą gospodynią domu.
Marszałek rad był z dzieła swojego i utrzymywał, że żona jego, gdy się ubierze w szal tyftykowy i brylanty, nie ustąpi żadnéj hrabinie, w siedzeniu na kanapie i odchrząkiwaniu. W tém miał najzupełniéjszą słuszność.
Teraz gdyśmy dali poznać czytelnikom dom Marszałkowstwa, wprowadźmy ich, w życie téj szanownéj pary.
Jest to ranek jesienny. Marszałek weryfikuje rejestra gorzelniane, Marszałkowa z kluczykami przy spiżarni, żwawy spór wiedzie z kucharzem o ilość masła, którą chce użyć do obiadu. Nie poznałbyś Marszałkowéj, tak się zamaskowała, brudnym szlafrokiem, czarnym