Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż tam słychać i co tam słychać, panie Alojzy?
— At, zachciał, Marszałek, po staremu, źle ta i źle, niedostatek —
— Zawsze jedna piosenka panie Alojzy.
— Zawsze jeden los Marszałku.
— Czemuż bo nie starasz się, nie pracujesz —
— Alboż nie pracuję —
— No — ale czemu skutku nie widać, jak powiada Hrabia, który u mnie wczoraj był na herbacie — skutku! hę! skutku! Ot, widzisz u mnie —
Pan Alojzy smutnie kiwnął głową.
— Jak tam u pana Alojzego urodzaj? hę? U mnie pszenicy huk, pójdzie do Gdańska kilka tysięcy korcy!
— Użąłem sześćdziesiąt kóp, Marszałku, ale połowę wróble wypiły, nie będzie omłótna — A tu podatek —
Marszałek nie słyszał, lub niechciał o podatku słyszéć