Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cicho! cicho! gotowi nas słuchać podedrzwiami, odpowiedział August, kładnąc palec na ustach. Zobaczysz, zobaczysz, dziw się tylko wszystkiemu, graj jak możesz wielkie uszanowanie i przejęcie dostojnością marszałkowską gospodarza, chwal roboty kanwowe panny Adelaidy; — a nie zapominaj o tém, że ten pan Marszałek, którego jedyną dziedziczką, jest córka, jakkolwiek piegowata i nadto może na swoje lata okrągła — da jéj kilka tysięcy dusz w posagu!
— Cóż to, czy wujaszek myślisz mi już kamień do szyi uwiązać i żenić tutaj.
Wuj uściskał siostrzeńca.
— Nie bój się, nie bój — nie będę cię zaraz swatał; dam tak tylko zdaleka do zrozumienia, że, że mógłbyś się starać — że jesteś bogaty, że mój majątek przejdzie na ciebie — Zobaczysz dopiéro, jak cię tu przyjmować będą. — Ale to — otóż któś idzie.
Był to Marszałek, który podczesawszy resztę włosów do góry, napiąwszy krzyżyk przy fraku, zaciérając ręce wchodził do salonu.