— Słyszę panie. Wyszedł.
— Skończyłeś już pan marszałek, rzekł August, koło swego — pałacu.
— Jak pan widzisz zupełnie, odpowiedział gospodarz prędko — Sam się tém zajmowałem, moją inwencją i gustem wszystko; bo ja lubię sam tém kierować i niechwaląc się znam się na tém trochę.
— To widoczne, rzekł Staś, nikt tak nie potrafi dogodzić, jak kiedy się kto sam zna i pokieruje —
— Nic pewniejszego. I wewnątrz także sam wszystko urządziłem, rzekł Marszałek. Moim gustem — A już to przyznam się państwu, nie mało kosztowało, ale kiedy komu pan Bóg dał.
— Potrzeba, rzekł August, użyć, naturalnie. —
— To téż się i używa. Już to pani Marszałkowa spokojnie sobie bawi się lekturą, a ja wszystko — ja wszystko. Ale! niewiém czy rzadki mój gość i szanowny Sąsiad, widział ostatnie roboty marszałkównéj, mojéj córki?
— Nie, ostatnich —
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.