Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

czaj ciemno bardzo malować — tak, że nic prawie na jego oryginałach dostrzedz niemożna. Wszakże ja tu jednego anioła skrzydła znalazłem i z tąd wnoszę, że to jest Wniebowzięcie, — A to panie, Rubensa, noga — a raczéj musi tam być cóś więcéj niż noga, ale tylko noga widoczna, śliczna noga —
— Przepyszna noga! rzekł Staś —
— Domyślam się, że to jakiś filozof starożytności.
— Zupełnie noga filozofa! rzekł August — niewątpliwie. Jak to pan Marszałek trafnie zgaduje —
— Ha! ha! Już to ja — mogę się pochlubić, że — nieco znam się na tém. — To panie rzekł ciągnąc daléj, jest wnętrze świątyni, które poznaję potém że widzę wschody dość wyraźne.
— Tak to są wschody —
— Marmurowe wschody — rzekł Marszałek, ma to być oryginał Brandta który malował zawsze pejzaże. Jedno z najwyborniéjszych dzieł jego, zapłacone przezemnie sto czątych. I nie drogo, na oryginał