Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

Marszałek wziąwszy zręcznie pod rękę Augusta, wyprowadził go niby niechcący do drugiego pokoju.
August domyślił się od razu, do czego ten manewr prowadził.
— Miły bardzo człowiek?
— Kto? Xiąże? spytał August.
— A! nie, nie o Xięciu mówię — rzekł Marszałek. Chociaż, między nami mówiąc i Xiąże i Xiąże — bardzo uczony i przyjemny człowiek, celuje w grach towarzyskich. Wyborny w cenzurowaném, nieporównany w gotowalni — Między nami mówiąc — stara się od dawna o Adel..... o Marszałkównę — ale nie jestem decydowany. Nic niéma — zupełnie słyszę nic niéma.
— Nic, to trochę za mało — rzekł August.
— A Adelaida może poczekać, młoda jeszcze, niechcielibyśmy ją wydawać tak młodo.
August który ją znał zawsze równie młodą od lat sześciu, mimowolnie to sobie przypomniał; a Marszałek po chwilce powtórzył, jakby wracając do piérwszéj rozmowy.