Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

krosienkach także, przytomnością swoją, starała się zapobiédz zbytniemu wylaniu affektów Jego Xiążęcéj Mości.
Na widok Marszałka, Xiąże powstał od krosienek i zbliżył się do niego z uśmiéchem słodziuchnym.
— Dawnom niémiał przyjemności służyć Panu Marszałkowi — prawdziwie zatęskniłem. Hrabia.... niechciał mnie dziś jeszcze puścić, alem się gwałtem wyrwał.
Marszałek nosem pokręcił —
— Obowiązany, obowiązany, pomruknął, a w duchu pomyślał. Oto mi w czas przyjechał.!
— Będę miał kilka słówek na osobności — do pomówienia — rzekł Xiąże chcąc już kończyć nieodkładając — potém, potém, gdy goście odjadą, kilka słówek —
Marszałek strząsnął głową i ukłonił się tylko. Rozeszli się zaraz.
Ale program całego dnia nieprzytomnością Marszałka, niesłychanie zakłopotanego, popsuty został. Nic już pokazywać, z niczem się chwalić nie umiał. Najogromniéjsze srébrne półmiski, wielka waza, przeszły nie-