Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

panną bogatą, bo w sąsiedztwie il a tenté tout, a koniecznie się musi ożenić.
— Gdyby to nie było śmiészne, było by bardzo smutne, takie polowanie na posag.
— Myśmy się do tego przyzwyczaili, odpowiedziała Hrabina, jest u nas kilku podobnych wiecznie starających się Panów, których niechybnie znaleść można wszędzie, gdzie wielki posag i jedynaczka — Jls font leur metier, z zimną krwią i rezygnacją osobliwszą.
W téj chwili rozmowa inny brać obrót zaczęła, z obmownéj prawie jaką była w początku, zaczęła ulatać i pochylać się w egotyczną. Hrabina doskonale umiała rozmawiać o niczém, i niekiedy wmięszać coś znaczącego, do tysiąca słów próżnych. Staś łapał chciwie, rzadkie znaczące wyrazy i nastrajał się trafnie do nich w odpowiedziach. Ożywiona rozmową Hrabina znowu zajaśniała stopniowo w jego oczach i odmłodniała. Już prawie równała marzeniu, nawet chmurka wisząca nad jéj czołem, dodawała jéj wdzięku, bo była piętnem biédnéj, niepojętéj kobiéty, jaką Staś w niej wymarzył. —