Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

sterczącą brodą, w obcisłym fraczku z gwiazdą, w pończochach, trzewikach, z żabotem, w którym sterczała szpilka brylantowa, kapeluszem składanym pod pachą — stary motyl Stanisławowski, posuwał się do ucałowania rączek — anielskiéj, jak ją nazywał — Hrabinéj. Staś uważał, że mu tylko brakło z porcellanową rękojeścią szpady, żeby godnie reprezentować dworaków Stanisława Augusta.
— Jakże drogie zdrowie, anielskiéj Hrabinéj? spytał.
— Jak zawsze, odpowiedziała Hrabina rzucając ukradkiem wzrok na Stasia. Migrena i nerwy —
— O! te nerwy — Na nerwy nic nad pomarańczową wodę — rzekł wdzięcząc się Xiąże; proszę wierzyć i sprobować. Ja także bardzo na nie cierpię i to jedyne moje lekarstwo.
Powstał i z równą grzecznością, z jednakim uśmiéchem, powitał Xiąże Hrabiankę, którą nazywał — pączkiem różanym i guwernantkę, dla któréj innego tytułu nad Minerwę nie znalazł — Mógł by ją był bezpiecznie,