do saloniku, w którym nad herbatą i fajkami, całe męzkie towarzystwo zgomadzone było —
Wuj zaprezentował go sąsiadom, a po cichu szepnął na ucho.
— Jużeś latał gdzieś Stasiu?
— Zgadłeś wujaszku, ale próżno byś chciał mnie przerobić.
— Herbaty dla pana Stanisława.
— Panowie nie na polowaniu? rzekł Staś, wszakże to wielkie polowanie w sąsiedztwie?
Niezręczne i nie w porę było to zapytanie, wszyscy w téj chwili znajdujący się sąsiedzi u pana Augusta, należeli do stronnictwa tak zwanéj ślachty, nie przypuszczonéj do poufałych zabaw panów Hrabiów, pół i ćwierć Hrabiów, co ich bolało niezmiernie. Trzeba albowiem wiedziéć, że pomimo pozornéj harmonii między domy pańskiemi i pół pańskiemi w każdéj okolicy, a ślacheckiemi; pomimo wzajemnych ceremonijalnych odwiedzin, nigdy i nigdzie panowie ze ślachtą zupełnie się pogodzić nie mogą i żyć na stopie przyjaznéj, poufalszéj.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.